Imieniny: Anieli, Sykstusa, Jana

Wydarzenia: Dzień Żelków

Rodzina

szkoła fot. pixabay.com

To jeden z tematów z podręcznika do katechezy w klasie VII szkoły podstawowej. Nie tyle chodzi o chemiczną formułkę, ile raczej o życiową prawdę, która leży u fundamentów wychowania. 

 

A jest to proces żmudny, długi, wymagający cierpliwości, wiedzy, przede wszystkim - miłości. Mądrej, roztropnej, stawiającej wymagania. Takiej, o której pisze św. Paweł w słynnym „Hymnie o miłości” (1 Kor, 12,31-13.8), że nie szuka swego, nie unosi się gniewem, współweseli się z prawdą, wszystko przetrzyma… 

Porażki wychowawcze nie pojawiają się nagle. Są konsekwencją wcześniejszych błędów, bagatelizowania niepokojących symptomów, zaniechań. Również ignorancji.

 

Dzieci są lustrem rodziców…

…zaś rodzice powinni pamiętać, że to na nich spoczywa nauczenie reguł funkcjonowania świata, zakreślenia granic, stworzenia kodeksu zasad i norm - przy czym, im więcej będzie tu ich osobistego świadectwa, im ich życie okaże się bardziej spójne z przekazywanymi prawdami, tym wychowanie stanie się skuteczniejsze. Dziecko potrzebuje czytelnych drogowskazów dotyczących tego, co wolno, a czego nie można, gdzie iść trzeba i dokąd iść się nie powinno, a kiedy należy brać nogi za pas i wiać, gdzie pieprz rośnie. Wbrew obiegowym opiniom (i buntom wyrażającym się tupaniem nóżkami i krzykiem, że to „średniowiecze”, „terroryzm” i w ogóle wstyd mieć taką „konserwę” w domu) potrzebuje też ściany w postaci jasnych, czytelnych zasad opisujących jego wolność, kierunki rozwoju, sposób spędzania wolnego czasu itp. Kiedy młody człowiek się zagubi, potknie (a na pewno doświadczy tego wiele razy), będzie miał o co się oprzeć. Jeśli nie - dotkliwie się poobija. Dziś gabinety psychologów i psychiatrów masowo odwiedzają dorośli, których wychowywano „bezstresowo”, czyniąc przy tym praktycznie niezdolnymi do funkcjonowania w społeczeństwie. Metoda totalnie się skompromitowała - pozostały rany w postaci psychoz, stanów lękowych. I niełatwo jest je uleczyć. 

 

Po pierwsze: rozmawiać

Rodzice pytają: kiedy najlepiej rozmawiać z dzieckiem? Kiedy urządzać im „pogadanki” o życiu, zagrożeniach, narkotykach i e-papierosach, o „tych sprawach”, odpowiedzialności za siebie i innych itp.? Czy naprawdę potrzebną są „pogadanki”? „Otóż nie pogadanki, nie wykłady, nie użalanie się…” - tłumaczy prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej w Warszawie. „Wystarczą codzienne rozmowy, komentowanie tego, co widzimy w życiu i TV, co słyszymy na ulicy, o czym czytamy w internecie, co doskwiera osobom bliskim - ważne, aby to były przykłady realne. Takie rozmowy przy kolacji, w trakcie porządkowania domu, w ogrodzie, w trakcie jazdy samochodem - po prostu rozmawianie!!! A rozmawiać znaczy: mówić i słuchać”. („Narkotyki i dapalacze. Co powinni widzieć rodzice i nauczyciele?”, Warszawa - Edinburgh 2018). Po prostu.

Kluczowa przy tym jest naturalność, a przede wszystkim - wiarygodność. Jeśli np. tłumaczy się dziecku, że alkohol jest trucizną, niszczy życie, a samemu postępuje dokładnie odwrotnie, stawiając „gorzałę” na stół przy każdej okazji, codziennie popijając piwko, na nic słowa. Nastolatek zapamiętuje zachowania alkoholowe, które widzi, wzory, sposoby spędzania czasu, świętowania. Dostrzega konteksty (transmisja meczu piłkarskiego = piwo i chipsy). Szkoda słów na komentowanie „mądrości” rodziców, którzy z „pijaną tradycją” zapoznają już małe dzieci, fundując im na urodziny… szampan bezalkoholowy! Wygląda jak prawdziwy, choć to tylko lekko zgazowany sok. Ale korek strzela naprawdę! Są nawet kieliszki. Niech maluchom nie będzie smutno, gdy dorośli zaczną wznosić kolejne, coraz bardzo hałaśliwe toasty! Niech podnoszą kieliszki razem z nimi! Niech piją do dna! Co śmielsze i bardziej elokwentne będą nawet, ku uciesze kolegów i koleżanek z przedszkola, udawać pijanych. Będzie kolejny powód do dumy dla rodziców: „Jakież to nasze dziecko kreatywne i inteligentne!”. Goście przytakną. 

Bzdura… Podobnie jak „osiemnastki” suto zakrapiane alkoholem, a bywa, że i „podrasowane” jointem albo dopalaczami - bo dzieci „wchodzą w dorosłość”! Jakaż to dorosłość?…

 

Po drugie: być… 

Rodzice są efektywni wychowawczo, kiedy są OBECNI! Gdy dzieci widzą, że starają się być konsekwentni w tym, co mówią, że radzą sobie ze swoimi problemami (potrafią zwycięsko wychodzić z kryzysów), mają właściwie zhierarchizowany system wartości. 

Ważne jest, by budować przyszłość dziecka na prawdzie - nie na mitach i półprawdach, szeroko multiplikowanych kłamstwach (wyczytanych w politpoprawnych gazetkach), stereotypach. Albo na złudnym przekonaniu, że „szkoła ją/jego nauczy” życia, więc my mamy wolne. Owszem, szkoła nauczy czytać, rachować - ale nie nauczy wszystkiego. Nie zastąpi rodziny. Podobnie jak internet serwujący nastolatkowi odrealnioną rzeczywistość. 

„Młodzi ludzie popełniają mnóstwo błędów, jeśli słyszą zbyt wiele bajek o życiu” - stawia tezę prof. Jędrzejko. I uzasadnia ją: „Nasze dzieci słyszą za mało prawd podstawowych: że nic nie przychodzi za darmo, dobrobyt i kupowanie wymagają ciężkiej pracy, a praca rozwija człowieka. Z pracą - ale tą mądrą, sensowną - związana jest też roztropność (nie wydawaj wszystkiego, oszczędzaj), szlachetność (wspomagaj biedniejszych i słabszych)”. I konicznie należy dodać: odpowiedzialność. 

Wielkim błędem rodziców jest wyręczanie dzieci w obowiązkach domowych („on jest jeszcze za mały”, „niech się uczy”). Dlaczego dziesięciolatek nie miałby sprzątać regularnie swojego pokoju? A 14-latka nie miałaby prasować, obsługiwać pralkę, szorować umywalkę i sedes, przygotować śniadanie?... Zasilają potem ziemski padół rozmamłane „sieroty” posiadające dwie lewe ręce, wymagające permanentnej obsługi, sfrustrowane faktem, że nie poświęcono im należytej uwagi, nie spełniono kolejnych życzeń. Praktycznie niezdolne do samodzielnego funkcjonowania. 

Poraża ignorancja dorosłych, lekkomyślność, trudno wytłumaczalna tendencja do samookłamywania się: że problemy dotykają innych, ale nie nas. Jeśli sygnały o ich występowaniu są na tyle widoczne, że zaczynają je już dostrzegać nawet osoby postronne, my zamykamy oczy. Zamiatamy je pod dywan. Że jeśli jesteśmy słabi moralnie, to samo - tylko w stopniu zwielokrotnionym - dotknie także nasze dzieci. Będą niczym statki pływające po oceanie bez celu, bez sensu, nie wiedząc nawet, gdzie szukać szczęśliwych portów… 


Jeśli człowiek WIE, to lepiej ROZUMIE, w wyniku czego sprawniej DZIAŁA. To podstawowa zasada. Wielu błędów rodzice nie popełniliby, gdyby ją stosowali. Potrafiliby być skuteczni w profilaktyce. Gdyby w odpowiednim momencie zapewnili dziecku parasol ochronny, nauczyli je asertywności, dostarczając niezbędnej wiedzy pozwalającej uniknąć działań ryzykownych. Nauczyli roztropnego korzystania z multimediów. Wskazali reguły pozwalające rozdzielić wiedzę od zwykłej falsyfikacji, która dziś wypełnia portale internetowe, film, prasę - właściwie dobierać autorytety. 

Problem polega na tym, że rodzice w ogromnej większości NIE WIEDZĄ! Są ignorantami. Nie znają mechanizmów uzależnień, a kiedy pojawia się problem, wypierają go. Gdy już nie da się go dalej maskować, nie zasięgają porad specjalisty, próbując samemu go rozwikłać. Dlaczego nie wiedzą? BO NIE CHCĄ WIEDZIEĆ. Kiedy szkoły, organizacje kościelne czy społeczne organizują dla nich warsztaty, szkolenia, przychodzi garstka osób. Nie interesują mam i tatusiów. Nie mają czasu. Mają inne priorytety. Tylko co może być ważniejszego od dobra dziecka?

Rodzice zazwyczaj nie mają pojęcia, z czym się spotykają ich pociechy w sieci, z jakim treściami, obrazami mają do czynienia. Nie wiedzą, czym jest darknet, cyberbullying, patostream. Nie są świadomi, jak łatwo dziś wejść na strony pornograficzne, portale z seksstreamem i co uzależnienie od obecnych tam treści robi z mózgiem ich 13-, 15-letniego syna czy córki. Z kim rozmawiają na czacie, a potem umawiają się w realu? 

NIE ROZUMIEJĄ ich świata. Nie wiedzą, co ich dzieci czytają (o ile czytają), jakich mają idoli, kto jest dla nich autorytetem. I dlatego w którymś momencie tracą kontakt. Pozostają pozory, suma obowiązków, coraz większe nerwy i coraz częstsze ucieczki z domu. A wraz z nimi przychodzą frustracja, pustka wzmagana kłótniami, wzajemnymi oskarżeniami, bezradnością. Bywa, że zaczynają wypełniać ją dopalacze, alkohol, narkotyki, przemoc. Pojawia się rozpacz: - To takie dobre dziecko! Co poszło nie tak? Dlaczego?... 

Ignorancja jest straszną rzeczą. 

Oceń treść:
Źródło:
;