Imieniny: Wiktoryna, Helmuta, Eustachego

Wydarzenia: Dzień Metalowca

Dziedzictwo

Tradycje Dnia Zadusznego – od pogaństwa do chrześcijaństwa

cmentarz rakowicki fot. KP/Fra3.pl

W Kościele katolickim na 2 listopada przypada Dzień Zaduszny. W tym czasie wszyscy wierni skupiają się na modlitwie za dusze zmarłych. To okazja nie tylko do wypraszania u Boga łaski dla dusz cierpiących w czyśćcu, ale i moment refleksji nad przemijalnością życia i tym, co czeka nas po śmierci. Dzień Zaduszny to schrystianizowana wersja pogańskich, słowiańskich obrzędów.

 

W tradycji ludowej, tej jeszcze z czasów sprzed przyjęcia chrześcijaństwa, panowało silne przekonanie, że w okolicy jesiennego przesilenia dusze zmarłych przodków powracają na ziemię. W związku z tym, by przygotować im godne powitanie, żywi udawali się na miejsca pochówku i tam rozpalali ogień (by oświetlić drogę zmarłym) i urządzali uczty. Przynosili jedzenie, nie brakowało także trunków. Urządzano uroczyste obiaty i biesiady.

Choć proces chrystianizacji Polan rozpoczął się wraz z oficjalnym przyjęciem chrztu przez Mieszka I w 966 roku, to przez wiele wieków nie udało się, zwłaszcza na wsi, wyplenić z ludzi mocno zakorzenionych, pogańskich praktyk. O ile z oficjalnych biesiad na mogiłach zrezygnowano dość szybko, to tradycje palenia ognia dla dusz przetrwały do dziś – wyrażają się w zapaleniu zniczy na grobie bliskiego.

Początków chrześcijańskich  „zaduszek” (nazwa pochodzi o wyrażenia „modlitwy za dusze zmarłych”) w Polsce należy doszukiwać się  w XII wieku. Od XVI do XVIII wieku dużą popularnością w wielu miejscach Polski cieszyło się palenie światła dla zmarłych. W noc z 1 na 2 listopada zarówno dwory możnych, jak i kurne chaty biedoty rozpromieniały się palonym wewnątrz światłem (bogaci  palili świecie w ozdobnych kandelabrach, a ubodzy rozpalali łojowe lampki i łuczywa).  W oświetlonych domostwach pozostawiano uchylone drzwi, by dusze mogły swobodnie wejść do swojego gospodarstwa. Wewnątrz budynku przygotowywano dla nich specjalną wieczerzę – rozkładano potrawy takie, jakie pojawiały się w czasie uroczystych posiłków. Łemkowie sporządzali kutię (taką samą, jak przygotowuje się na Wigilię Bożego Narodzenia).

Dziś z okazji dnia Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego czyści się groby i uporządkowuje cmentarze. Przez wiele wieków w Polsce na tę okazję starannie szorowano także domostwa. Nie robiono tego z powodu gości, którzy zjeżdżają się z całego kraju, by udać się na cmentarz, na którym pochowani są bliscy. Czyniono to ze względu na dusze zmarłych. Chciano, by na tę jedną noc wróciły do „siebie” i zobaczyły, że na ich przyjście przygotowywano się w sposób odświętny.  Przed pójściem spać całe rodziny odmawiały pacierze w intencji swoich zmarłych. Po modlitwach często przychodził czas na „straszne opowieści” o złowrogich duszach zmarłych, którzy życie stracili tragicznie.

Wierzono, że dusze przybywają do swoich gospodarstw już po zmroku 1 listopada. By ich nie urazić, nie zdenerwować i nie spłoszyć starano się zachować możliwie jak największą ciszę. Surowo wzbronione było maglowanie, rąbanie drewna, kiszenie kapusty czy ubijanie masła.

Co ciekawe, choć na 1 i 2 listopada pucowano domy, to nieszczególnie dbano o mogiły. Etnografowie tłumaczą ten fakt tym, że nekropolie były uważane za teren umarłych, swoiste tabu, którego nie należy naruszać. Była to też, w pewnym sensie, strefa sacrum, do której profani (bojąc się, że dusze ich postraszą), nie wchodzili.

Na wsiach, jeszcze do lat 60-tych XX wieku, można było napotkać, tak zwanych, dziadów proszalnych. Byli to bezdomni, którzy w okolicach Dnia Zadusznego zarabiali na życie modlitwami za zmarłych. W zamian za drobny datek, jedzenie czy dach nad głową zobowiązywali się do żarliwej modlitwy za zmarłych z rodziny dobrodzieja. W niektórych regionach Polski w 2 listopada urządzano „dziadowskie bale”, czyli coś na kształt charytatywnej uczty, na którą zapraszano „dziadów proszalnych”. Wielu badaczy przypuszcza, że oddawanie „dziadom” specjalnie wypieczonych chlebków było formą zastępczą zanoszenia jedzenia na grób bliskich (księża surowo zakazywali tego procederu).

Na cmentarze ludzie zaczęli wychodzić, i dbać o mogiły, dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Ta metamorfoza spowodowana była głównie zmianami w regulacjach prawnych. Stopniowo zaczęto wprowadzać obostrzenia, co do przetrzymywania zmarłych w domu. Zaczęto wznosić masowo kaplice cmentarne, pojawiały się kostnice. Socjologowie kultury uważają, że współczesna dbałość o mogiły to forma zrekompensowania sobie czasu spędzonego ze zmarłym w domu od momentu zgonu do pogrzebu.  Z czasem ktoś wpadł na pomysł, by pradawny zwyczaj palenia ognisk na mogiłach zamienić w zapalanie lampki.  Dawne wołanie w oświetlonym domu imion zmarłych przyjęło formę odczytywanych w kościele przez księdza wypominków.

 

Oceń treść:
Źródło:
;