Imieniny: Adolfa, Tymona, Leona

Wydarzenia: Dzień Czosnku

Wywiady

 fot. Fotolia.com

Rozmowa z ks. dr. Markiem Studenskim, autorem materiałów na Tydzień Wychowania.

 

Przed nami VII Tydzień Wychowania, który koncentrować się będzie wokół hasła: „Maryja wychowawczynią pokoleń”. 

Po wyborze na Stolicę Piotrową papież Franciszek zawierzył swój pontyfikat Maryi. Było to przekonujące świadectwo mówiące światu, że nowo wybrana głowa Kościoła jest czcicielem Matki Bożej. Szczególną czcią Ojciec Święty otacza obraz Santa Maria Desatadora de Nudos - obraz Matki Bożej Rozwiązującej Węzły. Przedstawia on anioła trzymającego wstęgę ludzkiego życia. Jest ona pełna węzłów - zarówno małych, jak i wielkich. Są to nasze grzechy i powikłania życiowe. W centrum obrazu stoi Maryja, rozwiązując jeden po drugim wszystkie węzły. W Jej rękach zaplątana wstęga zamienia się w nową nić, wolną od zawikłań. Papież Franciszek napisał: „Jej dłonie mają moc rozwikłać każdy węzeł życiowy - plątanina poddana próbom uporządkowania przez kogokolwiek innego niż Maryja, zapętla się jeszcze bardziej”. Przeżywając kolejny Tydzień Wychowania, w który tym razem wpisuje się jubileusz 300-lecia koronacji wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej koronami papieskimi, chcemy zawierzyć nić naszego życia osobistego i rodzinnego rękom Maryi, prosząc, byśmy potrafili znaleźć klucz do tego, jak wychowywać; żebyśmy wychowywali do prawdziwych wartości, by fundamentem tego procesu była prawda, by wychowanie prowadziło do rozwoju pełni człowieczeństwa. Jednak przede wszystkim naszym celem jest refleksja nad tym, czego - jako rodzice, wychowawcy i duszpasterze - możemy nauczyć się od Matki i wychowawczyni Syna Bożego. 

 

Czy w ogóle istnieje recepta na dobre wychowanie?

Oczywiście. Natomiast nie da się opowiedzieć o niej w skrócie, gdyż jest ona tak szeroka, jak szerokie może być życie człowieka. Jednak z pewnością wychowanie musi być integralne, czyli uwzględniać wszystkie sfery - duchową, intelektualną, emocjonalną, psychiczną, fizyczną, estetyczną - osoby ludzkiej. 

Wychowanie to coś więcej niż tylko opieka nad dzieckiem - zdrowe odżywiane i mieszkanie w dobrych warunkach. Z perspektywy całego życia człowieka najważniejsza jest jego relacja z rodzicami. Brytyjski psycholog John Bowlby przedstawił w sposób systematyczny i opisał językiem nauki to, o czym praktyka i doświadczenie życiowe mówiły od wieków - przywiązanie dziecka do matki i ojca rzutuje w decydujący sposób na jego dorosłe życie. Jeżeli relacja dziecko - rodzice jest ufna, daje mu poczucie bezpieczeństwa i pewności - to jako dorosły człowiek będzie w stanie żyć w dojrzały sposób i nawiązywać z innymi dojrzałe więzi. Decydujące znaczenie ma miłość rodziców, która charakteryzuje się trwałością, ich bliskość i dostępność emocjonalna oraz wrażliwość na sygnały dziecka. W sytuacji zaburzonej relacji z rodzicami człowiek będzie przeżywał ciągły lęk przed odrzuceniem i nie będzie potrafił zaufać ludziom, a siebie traktował jako kogoś niewartego miłości.

 

Mówi się, że współcześni rodzice dają wszystko oprócz czasu, który wymienili na kredyt, na ekran komputera czy telefonu, gdzie ciągle wyświetla się facebook, na pracę czy przeróżne dodatkowe zajęcia, na jakie wożą dzieci. Czy można mówić o określonej ilości czasu, który na pewno musimy poświęcić dziecku?

Trudno mówić o ścisłych ramach czasowych przebywania z naszymi dziećmi. Nie będzie nic odkrywczego w stwierdzeniu, że najistotniejsza jest nie ilość, a raczej jakość tego czasu i uwagi poświęconej dziecku. Jednak w wychowaniu nieodzowna jest obecność ojca i matki. Tymczasem coraz częściej zdarza się, że np. ze względu na emigrację zarobkową w życiu malucha czy nastolatka brakuje jednego lub obojga rodziców. W jednej z rodzin mała dziewczynka mogła kontaktować się z mamą pracującą zagranicą jedynie przez skype’a i widzieć ją na ekranie komputera. Pewnego dnia ktoś wszedł do pokoju i zauważył, iż dziewczynka przytula komputer. Dzisiaj, niestety, rodzice często są nieobecni w najbardziej wrażliwym momencie życia dziecka. Trzeba im uświadomić, że spowodowane tym straty są nie do nadrobienia. 

 

Jakie mogą być tego konsekwencje?

Podstawową potrzebą dziecka jest doświadczenie bezpieczeństwa i pewności. Bez tego dorosły człowiek będzie miał problemy z nawiązywaniem dojrzałych relacji z innymi, także w małżeństwie i z własnymi dziećmi. Więź z rodzicami wywiera znaczący wpływ na obraz Boga, a co za tym idzie - na relację z Bogiem, modlitwę, przeżywanie wiary. Ten bowiem, kto nosi w sobie dziecięce doświadczenie niezawiedzionego zaufania do życia - mimo spotykanych niepowodzeń - jest w stanie uwierzyć w szczęście wieczne, nabrać zaufania do Bożych obietnic, a przez to także do całej rzeczywistości.

 

W jednej ze swoich konferencji przywołuje Ksiądz fragment książki Thomasa Williamsa pt. „Czy można zaufać Bogu?”, gdzie autor relacjonuje historię nowojorskiego prawnika, który przeprowadził ze swym dzieckiem dość kontrowersyjny eksperyment. O co w nim chodziło?

Prawnik poprosił swego dziewięcioletniego synka, by stanął na krześle plecami do niego, a następnie z zamkniętymi oczyma wychylił się do tyłu, a on będzie go asekurował. Gdy chłopak ufnie wykonał polecenie, ojciec odskoczył na bok i syn spadł na ziemię, odnosząc obrażenia. Zapłakany chłopak zapytał: „Tato, dlaczego mi to zrobiłeś?”. Tymczasem ojciec odpowiedział: „Przykro mi synu, ale najważniejszą lekcją, jaką musisz odrobić w życiu, jest ta, aby nikomu nie ufać. Nawet własnemu ojcu”. Chodziło prawdopodobnie o to, żeby syn nauczył się samodzielności i starał się być samowystarczalny, a dzięki temu odporny na próby wykorzystania ze strony innych ludzi. Kiedy słyszymy o takim podejściu do wychowania, z pewnością budzi się w nas słuszny sprzeciw - zarówno jeżeli chodzi o przyjęty cel wychowawczy, jak i metody. Popatrzmy na tę sytuację jednak szerzej. Nie trzeba aż tak wyrafinowanych, patologicznych metod, by u dziecka rozwinął się brak podstawowej ufności wobec siebie i innych. Czego uczy swoje dzieci ojciec, który nadużywa alkoholu i nie daje oparcia najbliższym? Jakie postawy kształtują u dzieci rodzice, którzy nieustannie się kłócą, wprowadzając w domu, który powinien być najbezpieczniejszym miejscem, atmosferę lęku i niepewności? Uczą właśnie tego, co chciał przekazać swemu synowi ów nowojorski prawnik: że w życiu nie można nikomu zaufać, nawet własnym rodzicom. I uczą tego w sposób skuteczny. Dziecko ze swoją wrażliwością i bezbronnością, żeby w ogóle przeżyć w takiej sytuacji, jest zmuszone rozwinąć w sobie mechanizmy obronne, wypierać własne przeżycia, emocje. To wszystko już pozostaje i bardzo trudno usunąć je z późniejszego życia.

 

Czego współcześni rodzice mogą nauczyć się od Maryi?

Wróćmy do Kany Galilejskiej. Polecając, by gospodarze weselni wypełnili wszystkie wskazówki Jezusa, Maryja jest przekonana, że Jego interwencja będzie skuteczna. Wie, że zabrakło wina, ale wie również, kim jest Jezus. Maryja uczy nas otwierania się na Boga i łaskę. 

Maryja jest osobą refleksyjną, która „zachowuje wszystkie sprawy i rozważa je w swoim sercu” (Łk 2,19). Jest kobietą krytyczną, twardo stąpającą po ziemi. Gdy dowiaduje się, że ma zostać matką, pyta anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” (Łk 1,34). Matka Jezusa łączy więc w sobie ludzką dojrzałość - roztropność i racjonalne podejście do życia z bezgranicznym zaufaniem w potęgę Bożego działania. Gdy Jej Syn zgubił się w czasie pielgrzymki do Jerozolimy, od razu zaczyna działać - cały dzień poszukuje Go wśród pielgrzymów, a następnie wraca do Jerozolimy (Łk 2,44-45). Patrząc na Maryję, widzimy, jak potrafi łączyć ludzką zapobiegliwość i troskę z ufną wiarą. Te dwie postawy, a właściwie jedna - łącząca ludzką dojrzałość i dojrzałą wiarę oraz zakładająca ludzki wysiłek i ufność w Bożą pomoc - to warunek skutecznego wychowywania. Rodzice powinni korzystać z doświadczenia wychowawców, pedagogów, a kiedy jest to potrzebne - z pomocy psychologicznej i medycznej, łącząc te wysiłki z modlitwą i zawierzeniem swych dzieci Jezusowi oraz - jak wielu z nich to czyni - Jego Matce. Odrzucenie jednego z wymienionych biegunów jest poważnym brakiem w formacji dzieci.

 

Najczęściej widzimy obrazy, na których Maryja podtrzymuje i tuli dziecko. To oczywista i piękna ikona macierzyństwa. A czy wiemy coś o stylu, w jakim Matka Boża wychowywała Jezusa?

Jednym z piękniejszych tekstów, który o tym mówi, jest dla mnie homilia bł. papieża Pawła VI wygłoszona 5 stycznia 1964 r. w Nazarecie: „O, jak bardzo pragnęlibyśmy powrócić na nowo do lat dziecinnych i poddać się tej pokornej, a wzniosłej szkole nazaretańskiej! Jakbyśmy chcieli pod okiem Maryi uczyć się na nowo prawdziwej wiedzy o życiu i najwyższej mądrości praw Bożych! Ale tylko przechodzimy tędy. Musimy się wyrzec tego pragnienia, aby tu się uczyć rozumienia Ewangelii, tej nauki, której właściwie nigdy nie ma końca. Zanim jednak stąd odejdziemy, musimy pośpiesznie i jak gdyby ukradkiem przyswoić sobie kilka krótkich pouczeń Nazaretu”.

Pierwsza, jaką wymienił ówczesny papież, to lekcja milczenia, która jest konieczna w pełnym zgiełku i wrzawy życiu. Milczenie bowiem uczy nas m.in. skupienia i wejścia w siebie, otwarcia się na Boże natchnienia i słowa nauczycieli prawdy. Kolejna lekcja to życie rodzinne. „Niech Nazaret nauczy nas, czym jest rodzina, jej wspólnota miłości, jej surowe i proste piękno, jej święty i nierozerwalny charakter” - apelował Paweł VI, dodając: „Uczmy się od Nazaretu, że wychowanie rodzinne jest cenne i niezastąpione i że w sferze społecznej ma ono pierwszorzędne i niezrównane znaczenie...”.

Dziękuję za rozmowę.

Oceń treść:
Źródło:
;